wtorek, 31 marca 2015

"Gdzie ty, tam ja " End Part

" Tylko przy tobie czuję się nieśmiertelna,
nieśmiertelna... "
( Luxuslärm - Unsterblich )


 Cztery, gołe, nic nie znaczące ściany. Nic nie miało sensu. Wraz z moim życiem. Bez niego, żaden dzień nie będzie miał sensu, a świat będzie tracił swoje barwy.
 Ciche pukanie do drzwi. Jednym ruchem ręki wytarłam łzy spływające mi po policzku i chwyciłam w rękę małą torbę. Specjalnie usiadłam plecami do drzwi, aby nikt nie widział jak płaczę. Ktoś wszedł do pokoju.
 - Gotowa?? - spytał cichy łagodny głosik kładąc mi rękę na ramieniu.
 - Przecież dobrze wiesz, że nigdy nie będę gotowa stąd wyjechać - odpowiedziałam odwracając się do siostry.
 I wtedy zobaczyłam ją. Miała podkrążone oczy i zaczerwienione policzki. W oczach stały jej łzy, a jasne włosy lśniły się, mokre od łez.
 - Myślisz, że mi jest łatwo?? - odpowiedziała pytaniem.
 Nie miałam ochoty jej odpowiadać. Szybko rozłożyłam ręce i rzuciłam się jej na szyję. Dziewczyna nie odepchnęła mnie. Wręcz przeciwnie. Ścisnęła mnie mocniej, a z jej oczu znowu popłynęły łzy.
 - Musimy po prostu zapomnieć, rozumiesz?? - wyszeptałam wtulając się w jej koszulkę.
 - Naprawdę... będzie ci łatwo zapomnieć... o nich?? O Maxim?? - spytała z lekką nutą niedowierzania.
 Odsunęłyśmy się od siebie. Spojrzałyśmy na siebie, a kiedy dziewczyna przerzuciła swój wzrok na ścianę, powiodłam za nią.
 - Powiedz mi, naprawdę tak łatwo będzie ci o nim zapomnieć?? - spytała znów, wpatrzona w małe zdjęcie.
 Staliśmy razem z innymi. Leon, Viola, Ludmi, Andres.... Byłam i ja... Stałam obok Maxi'ego i Fede, którzy obejmowali mnie w pasie. Wszyscy byli szczęśliwi, Maxi był we mnie wpatrzony, a ja... uśmiechnięta.
Jedyny moment, który zapamiętam do końca życia....
 - Przecież wiesz, że nigdy nie zapomnę. Ale muszę, rozumiesz?? - odpowiedziałam wpatrując się w jej oczy. - Muszę.
 Wierzyłam w te słowa. Wiedziałam, że jeżeli będę to rozpamiętywać, zatopię się w tym wszystkim i pójdę na dno niczym Titanic. 
 - Dziewczynki, na dół! - donośny głos ojca odbił się echem od gołych ścian. 
 - Idź, zaraz przyjdę - szepnęłam posyłając siostrę do drzwi. 
 Lena stanęła w wejściu i omiotła pokój melancholijnym spojrzeniem. 
 - To wszystko... to było najlepsze miejsce w moim życiu - oznajmiła po czym wybiegła na korytarz. 
 Zdjęłam ramkę ze ściany i spojrzałam na naszą dwójkę, która ściskała się jakby wszystko na tym świecie nie miało znaczenia. Jakby nic innego niż my się nie liczyło. Poczułam jak po policzkach spływają mi słone łzy. Automatycznie otarłam je wierzchem dłoni. " Nie. Nie mogę sobie na to pozwolić".
 Wyjęłam zdjęcie z ramki i schowałam do torby. Zarzuciłam ją na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia. 
 Zatrzymałam się z ręką na klamce. To tu zostawiałam wszystko co najlepsze. Wiedziałam, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nigdy. 
 Zatrzasnęłam drzwi i zbiegłam po schodach nawet raz się nie zatrzymując. Nie chciałam pamiętać. 
 Nagle telefon w mojej kieszeni zawibrował. Wiadomość na środku ekranu była od Fede. 
 S.O.S.
 Ten pomysł wzięliśmy z jakiegoś serialu który kiedyś oglądaliśmy. Kiedy któreś z nas miało jakieś kłopoty, wysyłaliśmy właśnie taką wiadomość. Zjawialiśmy się u siebie w mniej więcej minutę. 
 Ale tym razem to zignorowałam. Jedynie schowałam telefon z powrotem do kieszeni i wyszłam przed dom. 
 Kiedy wsiadałam do auta, nie obejrzałam się w tył. W mojej głowie było tylko jedno zadanie: " Zapomnij ". 
 Samochód ruszył. Po chwili mój telefon znowu zawibrował. 
 " Maxi. Szpital. Przyjedź ".
 Już miałam go wyłączyć kiedy coś przyszło mi do głowy. Mój ojciec rozmawiał z Maxim. Czyli... Coś musiało mu się stać. 
 Byłam rozdarta. Mój mózg mówił mi ZAPOMNIJ, ale serce... podpowiadało zupełnie co innego. 
 " Cholera, czemu to jest takie trudne?! " krzyknęłam na siebie w myślach. 
 - Hej, tato, moglibyśmy zatrzymać się na stacji? - spytałam siląc się na miły głos. 
 Nie odpowiedział. Jedynie lekkie skinienie głową. 
 Auto w obstawie kilku innych ciemnych BMW zjechało na parking. Otworzyłam drzwi i spokojnie skierowałam się ku toaletom. W mojej głowie już kształtował się plan. 
 W ostatniej chwili skręciłam kierując się do tylnego wyjścia. Tym razem już biegłam. 
 Do szpitala nie było aż tak daleko, ale i tak dotarłam zziajana i zlana potem.
 - Maxi Ponte - zdołałam wyziajać recepcjonistce. 
 - Sala numer 3, piętro 2 - odpowiedziała kobieta nawet nie podnosząc wzroku znad komputera. 
 Pognałam do windy. 
 Gdy tylko wysiadłam na drugim piętrze, przywitał mnie karcący wzrok Federica. 
 - Gdzieś ty... - zaczął, ale przerwałam mu skinieniem ręki. 
 - Nawet nie pytaj. Gdzie Maxi? 
 Fede zrobił naburmuszoną minę którą robi dziecko gdy nie dostanie cukierka. 
 - Na razie śpi. Nie można wchodzić - oznajmił siadając na krześle. 
 - Ale wszystko z nim dobrze?
 - Lekarze nic nie chcieli mi powiedzieć. 
 Opadłam na krzesło obok niego po czym oparłam głowę o jego ramię. 
 - Dziękuję - powiedziałam po chwili. - I przepraszam. 
 Chłopak uśmiechnął się pod nosem. 
 - Nie masz za co - odpowiedział od razu. - Tylko się zgrywałem. Nie umiem się gniewać. Przede wszystkim na ciebie. 
 Na to zafundowałam mu kuksańca w bok. Ale od razu się zasmuciłam. 
 - Hej, piękna, wszystko będzie OK, jasne?? Zapewne za chwilę przyjdzie tu pielęgniarka i oznajmi nam, że wszystko jest w normie i możemy wejść - pocieszał mnie. 
 Zastanawiałam się ile czasu minie kiedy zaczną mnie szukać. Ale to raczej się nie liczyło. 
 - Jesteście od Ponty'ego? - spytała tęga kobieta w ubraniu pielęgniarki stojąca w wejściu do pokoju numer 3.
 Fede posłał mi uśmiech mówiący " A nie mówiłem? ".
 Praktycznie przepchnęłam się obok niej i wpadłam do pokoju. 
 Na długim łóżku z zamkniętymi oczami leżał Maxi. Na ten widok serce zaczęło mi bić dziesięć razy szybciej.
 - Co mu jest? - spytałam kobiety. 
 - Dość poważny wstrząs mózgu. Ale zaraz powinien się obudzić. Pozwolisz, że już pójdę. 
 Opadłam na krzesło stojące obok łóżka. Pomyślałam o moich rodzicach i ochroniarzach szukających mnie nie wiadomo gdzie; o mojej siostrze zbierającej pręgi za to wszystko. Ale nie. To się nie liczyło. 
 Zamknęłam oczy i złapałam jego rękę. Była dość zimna, jakby dopiero co wyszedłby z basenu. 
 - Boże, to wszystko przeze mnie - szepnęłam ściskając ją mocniej. 
 - Nic nie jest przez ciebie - donośny głos Maxi'ego próbował mnie pocieszyć.
 - Wszystko jest przeze mnie. To że tu leżysz, a nie jeździsz na desce. Gdybym wyjechała, to wszystko by się nie stało.
 Cichy śmiech. 
 - Wcale nie żałuję.  
 I wtedy zdałam sobie sprawę, że jego głos jest zbyt donośny i wyraźny żeby mógł powstać w mojej głowie. 
 - Otwórz oczy, piękna. 
 Spojrzałam na niego.
 Ciemne oczy patrzyły na mnie z zainteresowaniem i jednocześnie wierciły na wylot. 
 - Nie chciałbym żebyś wyjechała. Ale nawet jeżeli byś to zrobiła, pojechałbym za tobą - oznajmił przymykając lekko oczy. 
 - Dlaczego? - spytałam czując jak słone łzy zbierają mi się w oczach. 
 Chłopak ścisnął mocniej moją rękę. 
 - Gdzie ty tam ja, piękna. 

****

Czo ta Kriena? 
Co ona tu robi?? 
WHAT THE FUCK IS GOING ON HERE?? 
----
Dobra, nie będę się już popisywać moim angielskim. 
Chociaż nie powiem, jest dobry [ *kaszlnięcie* taka skromna w dodatku ]
Ale no ja tu nie po to, żeby chwalić się swoim angielskim.
Może to jest to, że dzisiaj wtorek i jak pomyślę, że nie ma PLL to się wkurzyłam i zaczęłam pisać.
---
[ Tak BTW, ja też kocham niszczyć ludzką nadzieję jak Marlene ]
Cieszcie się że nie zginął, bo w początkowej wersji to miała być miała wersja GoT czy The 100. 
Muhaha !!
----
Ok, to może teraz normalnie??
Nie, nie wracam. Może. 
Obiecałam że wstawię tego OP już... BOŻE ile mnie nie było?
Nie, nie chcę mi się liczyć, bo już dzisiaj miałam majzę. 
No ogólnie dawno temu obiecałam i dodaję. 
Na górze macie linki do poprzednich części.
----
No cóż nie powiem, długością to on nie grzeszy. 
Ale to może też to, że były to 3 części?? 
Nie, nie wiem.
Jest krótki, bo.... jest i tyle
---
Dobra, ja spadam. 
Do usłyszenia
Kriena
 
 

1 komentarz:

Translate